
Prawdopodobnie każdemu zdarza się od czasu do czasu, że idąc ulicą odnosi wrażenie, że wszyscy się na niego ewidentnie patrzą. Najpierw warto sprawdzić, czy nie ma się na twarzy jakiegoś nietypowego zabrudzenia. Jeśli jednak wszystko jest w porządku, nie pozostaje nic innego jak brnąć dalej w swoim kierunku.
Tymczasem naukowcy dowiedli, że takie przeczucie jest zupełnie naturalnym odruchem… Uczeni z Uniwersytetu w Sydney odkryli, że ludzie są odgórnie „zaprogramowani”, by wydawało im się, że inni na nich patrzą. Sposób w jaki można się przekonać, czy jesteśmy przez kogoś obserwowani jest niebywale prosty: wystarczy spojrzeć komuś w oczy i przez chwilę ów wzrokowy kontakt utrzymywać. Czasem jednak pojawiają się takie okoliczności, że teoretycznie zweryfikowanie omawianego przeczucia jest niemożliwe – kiedy np. dana osoba nosi okulary przeciwsłoneczne lub widok na jej twarz jest jakkolwiek zakłócony. Najciekawsze jest to, że mimo wszystko człowiek i tak wtedy wie, że ktoś na niego patrzy.
{jumi [adv/advfront.php]}
Australijscy naukowcy mają swoją teorię na ten temat. Według nich może to być mechanizm obronny, tak jak w przypadku mnogości ssaków, które bezpośrednie spojrzenie traktują jako zagrożenie lub agresywną postawę. Idąc tym tokiem myślenia, najprawdopodobniej żaden człowiek by nie chciał, żeby przeczucie bycia obserwowanym mu umykało. I o tym doskonale wie jego mózg. Lepiej bowiem pomylić się myśląc, że ktoś na nas patrzy, niż przeczucie to zignorować i narazić się na ryzyko.
Kolejnym celem uczonych jest dowiedzenie się, czy taka reakcja jest wyuczona czy wrodzona. Ponadto chcą sprawdzić jak to wygląda u osób z autyzmem lub lękami społecznymi (ci pierwsi mogą mieć problemy z zauważeniem, że ktoś im się przygląda, a ci drudzy mogą dostrzegać to zbyt często, częściej niż to rzeczywiście ma miejsce).
Raport z badań został opublikowany na łamach tego miesięcznego wydania naukowego czasopisma „Current Biology”.